4
Alicja Józkowicz

Przyroda, a potem biologia, fascynowała mnie od zawsze. Najpierw były to próby hodowli mrówek, ślimaków, i wszystkiego co udało mi się złapać, potem znacznie bardziej systematyczne obserwacje ptaków, które przerodziły się w prawdziwą pasję – zostałam ornitologiem. Zadaniem badawczym, które zdecydowałam się zrealizować, było stworzenie systematyki ptaków świata. W trakcie realizacji tego projektu przeżyłam pierwszy kryzys zaufania do słowa pisanego – systematyka w każdym z dwóch posiadanych przeze mnie podręczników była inna. Miałam wtedy 11 lat i od tej pory postanowiłam podejmować wyzwania nieco mniej ambitne.

W wieku 14 lat zaczęłam współpracować jako ornitolog-amator z Pracownią Biologii Ptaków Uniwersytetu Jagiellońskiego. Była to świetna przygoda, która trwała aż do ukończenia studiów biologicznych w roku 1991. Pracę magisterską poświęciłam badaniu zachowania łabędzi niemych zimujących w Krakowie, a jej efektem było wykazanie, że – wbrew opiniom wielu ekologów – ptakom pod Wawelem działo się dobrze. Po studiach zaczęłam pracę w Zakładzie Immunologii Ewolucyjnej UJ, kierowanym przez Prof. Barbarę Płytycz. Bardzo szybko przekonałam się, że naturalnym środowiskiem człowieka jest laboratorium. Możliwość planowania i powtarzania doświadczeń, precyzyjnego dobierania warunków eksperymentu oraz systematycznego testowania kolejnych czynników była tym, czego brakowało mi w obserwacjach ptaków. Pracę doktorską na temat mechanizmów odrzucania przeszczepów skórnych u płazów obroniłam w roku 1997. Udało mi się wykazać, że jednym z czynników zaangażowanych w niszczenie obcych komórek u żab jest – podobnie jak u ssaków – tlenek azotu. W tym czasie zdałam sobie również sprawę, że chciałabym prowadzić badania, których wyniki byłyby komuś potrzebne, pozwalałyby pomóc zrozumieć ważne z klinicznego punktu widzenia procesy.

Rozpoczęłam pracę w Collegium Medicum UJ i po kilku miesiącach wyjechałam na stypendium podoktoranckie do znakomitego ośrodka amerykańskiego, Baylor College of Medicine w Houston, gdzie pracowałam w zespole Prof. Lawrence’a Chana. Miałam okazję robić rzeczy nie tylko fascynujące, ale i bardzo zaawansowane technologicznie. Udało mi się skonstruować tzw. Wektory adenowirusowe typu gutless zawierające kilka wariantów genu apolipoproteiny E. Są to obecnie jedne z najbardziej obiecujących narzędzi w terapii genowej. Wektory te pozwoliły nam wyleczyć myszy z zaburzeń metabolizmu lipidów oraz całkowicie zahamować rozwój miażdżycy, przy czym do uzyskania tego efektu (trwającego przez 2.5 roku, czyli całe życie myszek) wystarczy. jeden zastrzyk. W ubiegłym roku rozpoczęłam pracę na Wydziale Biotechnologii Uniwersytetu Jagiellońskiego i tu chcę pozostać na stałe. Od kilku lat badam – wraz z Dr. Józefem Dulakiem – mechanizmy regulujące angiogenezę, czyli powstawanie naczyń krwionośnych. Szczególnie interesuje mnie rola oksygenazy hemowej, enzymu niegdyś niedocenianego, a obecnie uważanego za jeden z ważniejszych czynników chroniących naczynia przed miażdżycą. Dopiero zaczynam budować laboratorium, ale mam nadzieję, że wkrótce uda mi się rozpocząć realizację tematów łączących doświadczenia z pobytu w Houston oraz z trzyletniej praktyki na Wydziale Medycznym Uniwersytetu Wiedeńskiego, z naszymi zainteresowaniami angiogenezą. Chcemy prowadzić doświadczenia z terapią genową wykorzystującą wektory wirusowe, w tym wektory gutless. Jestem pewna, że w Polsce można to robić równie dobrze jak w USA czy Austrii. Warunkiem jest oczywiście zdobycie odpowiednich środków finansowych. Jest to trudne i wymagające dużej wytrwałości, ale nie jest niemożliwe.

Mam 36 lat i uważam się za prawdziwego szczęściarza. Zajmuję się jedną z najbardziej fascynujących dziedzin nauki – biologią molekularną, jedną z najbardziej obiecujących i wymagających strategii – terapią genową, a co najważniejsze, pracuję z ludźmi z którymi chcę pracować. Możliwości te zawdzięczam w części własnemu uporowi, ale przede wszystkim oparciu jakie mam w rodzinie. Od szesnastu lat jestem mężatką i decyzja poślubienia Marka była najlepszą decyzją jaką w życiu podjęłam. Mam świetnego trzynastoletniego syna, Grzegorza, prawdziwego indywidualistę, który przerósł. mnie o głowę. I zawsze mogę liczyć we wszelkich kłopotach na pomoc moich Rodziców, którym w tym miejscu chciałam bardzo, bardzo podziękować.


Powrót