Maria Anna Ciemerych-Litwinienko
prof. dr hab.
Rozwiń »

Temat pracy:
Rola cyklin D w rozwoju zarodkowym myszy oraz w nowotworzeniu

Pisanie życiorysu nigdy nie sprawiało mi przyjemności. Mąż poradził mi abym ze „Słownika cytatów łacińskich” na chybił trafił wybrała motto, które stanowiłoby myśl przewodnią tego tekstu. Wylosowałam: „Memini tui, memento mei” (pamiętam o Tobie, pamiętaj o mnie).
Memini tui. Truizmem jest, że to, kim każdy z nas zostaje zależy od środowiska, w jakim wzrasta i od ludzi, którzy go otaczają. Czyli po pierwsze od Rodziców, którym ja zawdzięczam samodzielność, brak kompleksów oraz finansowanie zachłannie zdobywanych książek, albumów, płyt. Namiętną czytelniczką jestem od zawsze i w głębi duszy czuję się humanistką. Kiedy kończyłam liceum stwierdziłam jednak, że czytać będę „po pracy”, natomiast studia powinny być bardziej konkretne. Biologia zawsze sprawiała mi przyjemność, zatem wybrałam biologię. Na IV roku zaczęłam wykłady z Embriologii Zwierząt u prof. Andrzeja Krzysztofa Tarkowskiego, pioniera badań nad rozwojem zarodkowym ssaków. Bez wahania mogę nazwać go moim Mistrzem. To profesor i jego pracownicy zainfekowali mnie embriologicznym bakcylem. Ostatnie dwa lata studiów spędziłam ślęcząc przy mikroskopie… i marząc o tym, jak to byłoby świetnie, gdyby profesor zaproponował mi pozostanie w jego laboratorium. W 1991 r. po obronie pracy magisterskiej otrzymałam taką właśnie propozycję i przez 7 lat prowadziłam badania włączone później do mojej rozprawy doktorskiej. Dotyczyły one regulacji dojrzewania oocytów oraz wczesnych etapów rozwoju zarodków myszy. W 1992 r. wyjechałam na pierwszy staż naukowy do laboratorium dr Sue Kimber (University of Manchester, Wielka Brytania). Był to jeden z najtrudniejszych (pierwsza zagraniczna praca), ale pod wieloma względami najbardziej wyjątkowy wyjazd. Po pierwsze, zaangażowana zostałam w doświadczenia odmienne od dotychczas prowadzonych. Dotyczyły one między innymi problemów implantacji zarodków ssaków. Po drugie, włączenie uzyskanych przeze mnie wyników do wspólnej publikacji po raz pierwszy dało mi poczucie, że praca zespołowa może przynieść lepszy rezultat niż gra w pojedynkę. Kolejne staże odbyłam w latach 1995-1997, w ramach polsko-francuskiego programu naukowego. Rozpoczęłam wtedy intensywną współpracę z dr Jackiem Kubiakiem w Instytucie Jacques’a Monoda w Paryżu. Obok prof. Tarkowskiego jest on drugą osobą, która wywarła niezatarty wpływ na moje życie. Jego nieustająca pomoc, zaangażowanie i przyjaźń, sprawiły, że nasza współpraca okazała się niezwykle owocna. W tym okresie koncentrowałam się przede wszystkim na badaniach dotyczących dojrzewania oocytów regulacji proliferacji komórek na wczesnych etapach rozwoju zarodkowego myszy. Nie mogę też pominąć współpracy z dr Magdą Żernicką-Goetz (Cambridge University, Wielka Brytania), która zwróciła moją uwagę na problemy determinacji losów komórek rozwijającego się zarodka. Prowadzone badania zostały podsumowane rozprawą doktorską, która obroniłam w 1998 r. Wkrótce po obronie doktoratu odpowiedziałam na ofertę dr. Piotra Sicińskiego z Dana Farber Cancer Institute, Harvard Medical School w Bostonie. Poszukiwał on embriologa mogącego poświęcić się analizie rozwoju zarodkowego myszy, które pozbawiono genów kodujących czynniki istotne zarówno dla proliferacji komórek jak i procesów nowotworzenia. Tak, w 1999 r. zaczęła się moja fascynująca przygoda z cyklinami D. Miałam stwierdzić, czy możliwe są podziały komórkowe, a co za tym idzie rozwój myszy pozbawionej dwóch z trzech lub też wszystkich cyklin D. Mieliśmy nadzieję, że badania te przyczynią się do lepszego zrozumienia mechanizmów kontrolujących podziały komórek. Istniała także szansa, że być może wskażą one drogę do opracowania nowych terapii nowotworów, w których powstawaniu cykliny D odgrywają istotną rolę.

W efekcie nasza praca pozwoliła określić rolę każdej z cyklin D w rozwoju myszy, w prawidłowym funkcjonowaniu organów (takich jak np. trzustka, układ krwiotwórczy, układ nerwowy), oraz w procesach transformacji nowotworowej. Najbardziej istotne okazało się odkrycie, że wbrew istniejącym poglądom cykliny D konieczne są jedynie dla rozwoju mięśnia sercowego oraz powstawania komórek krwi oraz, że bez obecności tych białek nie może dojść do transformacji nowotworowej komórek. Badania w laboratorium Piotra Sicińskiego, nie tylko przyniosły wiele zaskakujących wyników, ale także zaowocowały obaleniem dogmatów dotyczących roli cyklin D. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie wspaniała opieka mojego bostońskiego szefa oraz nieustanne wsparcie kolegów z laboratorium, oraz współpracowników z innych ośrodków naukowych. Udało mi się z sukcesem ukończyć analizę rozwoju myszy pozbawionych dwóch cyklin D, natomiast w badaniach nad myszami pozbawionymi trzech cyklin D nieocenione okazało się zaangażowanie Katarzyny Kozar, również stypendystki L’Oréal Polska, która poświęciła dwa lata życia na udowodnienie, że proliferacja komórek może przebiegać bez udziału tych cyklin.

Do macierzystego zakładu powróciłam w 2002 r. Rok później spędziłam kolejne kilka miesięcy w laboratorium dr Sicińskiego. Kontakty naukowe utrzymujemy do dziś, a znajomość i możliwość współpracy z nim była, jeżeli mogę tak to określić, trzecim kamieniem milowym w moim życiu zawodowym.

Memento mei. Muszę przyznać, że moje wysiłki zawodowe były bardzo często doceniane. W ciągu 15 lat pracy napisałam dziesiątki wniosków o stypendia. Dzięki tym, które uzyskałam, poszerzałam wiedzę i prowadziłam badania, które, mam nadzieję, przyczyniły się do lepszego zrozumienia procesów zachodzących w dzielących się komórkach. W 1995 r. uzyskałam Stypendium Fundacji Nauki Polskiej. W 2003 stypendium POLITYKI „Zostańcie z nami”. Wierzę w to, że pamiętają o mnie moje byłe magistrantki. Śledzę ich losy i widzę, że całkiem nieźle radzą sobie. Być może, chociaż w małym procencie jest to moja zasługa. Ufam również, że pamiętają o mnie przyjaciele, których obecność i nieustające wsparcie były ważne przez wszystkie lata mojego naukowego życia.

Pomimo, że praca naukowa i zadania dydaktyczne wymagają dużego zaangażowania, ciągle staram się znaleźć czas na to, co przysparza mi wiele radości – ciekawą książkę, kieliszek dobrego czerwonego wina, słuchanie dawnej muzyki, wyprawy na giełdę kwiatową na warszawskim Okęciu.

Nic tak nie robi dobrze na duszę jak sobotnie poranki, kiedy można ułożyć kwiaty w wazonie.

Joanna Narbutt
prof. dr hab.
Rozwiń »

Temat pracy:
Wpływ promieniowania ultrafioletowego na wybrane parametry układu immunologicznego skóry

Urodziłam się w 1971 r. w Łodzi. W mieście tym chodziłam do szkoły podstawowej, liceum, a także studiowałam na Wydziale Lekarskim Akademii Medycznej. Egzamin maturalny zdałam w 1990 r., a czteroletni pobyt w XII LO im. Stanisława Wyspiańskiego wspominam jako jeden z najmilszych okresów w moim życiu. Spotkałam nie tylko wartościowych nauczycieli, ale przede wszystkim ciekawych ludzi, którzy z uporem poszukiwali „innej”, lepszej drogi życia. Po szkole rozpoczęłam studia medyczne, które wymagają dużo pracy i są bardzo czasochłonne. Kiedy przez 6 lat spotyka się wiele ludzkich nieszczęść i tragedii, co prawda z czasem można się do tego nieco przyzwyczaić, ale zawsze powstaje pytanie: dlaczego? Tak więc kolejnym krokiem jest, w ramach młodzieńczego napędu i ciekawości świata, poszukiwanie odpowiedzi na to pytanie. Moim pierwszym krokiem były studia doktoranckie z zakresu immunologii przy Samodzielnej Pracowni Immunodermatologii Kliniki Dermatologii UM w Łodzi. Podobno w życiu bardzo ważne jest znaleźć się w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie. Tak było w moim przypadku. Miła i życzliwa atmosfera w pracy i kult nauki tworzony przez Panią Profesor Annę Sysa-Jędrzejowską pomógł mi w realizacji ambicji i planów naukowych. W 2000 r. uzyskałam stopień doktora nauk medycznych na podstawie pracy „Pęcherzyca opryszczkowata w aspekcie zjawisk immunologicznych w skórze”. Aktualnie głównym kierunkiem mojej pracy naukowej jest badanie zaburzeń układu immunologicznego, leżących u podłoża rozwoju chorób autoimmunologicznych (pęcherzowych oraz tkanki łącznej), a także zachodzących pod wpływem promieniowania ultrafioletowego. Byłam jednym z wykonawców grantu KBN dotyczącego patogenezy rzadkiej dermatozy o podłożu autoimmunologicznym – pęcherzycy, obecnie jestem kierownikiem kolejnego grantu KBN dotyczącego tego zagadnienia.

Przełomem w moim życiu naukowym była możliwość lokalnego koordynowania projektu badawczego Unii Europejskiej w ramach 5 Programu Ramowego p.t. „Immunological health and adaptation following chronic exposure to environmental ultraviolet radiation”, prowadzonego we współpracy z ośrodkami w Szkocji, Holandii i Finlandii. Współpraca z wybitnymi europejskimi fotobiologami umożliwiła mi wymianę poglądów, nauczyła krytycznej analizy uzyskiwanych wyników, ale przede wszystkim sumiennego planowania badań naukowych. Wyniki uzyskane w czasie realizacji tego projektu badawczego stanowią podstawę mojej rozprawy habilitacyjnej. Podjęłam się próby określenia wpływu niskich, „bezpiecznych” dawek promieniowania ultrafioletowego na układ immunologiczny skóry. Jednak przeprowadzone badania i uzyskane wyniki skłaniają mnie do powtarzania słów prof. J.-P. Ortonne’a: „Sunlight does not give happiness” – prawdziwa szkoda! Za całokształt osiągnięć badawczych otrzymałam w 2004 r. nagrodę naukową w dziedzinie nauk biologiczno-medycznych przyznaną przez Prezydium Oddziału PAN w Łodzi i Konferencję Rektorów Państwowych Uczelni Wyższych w Łodzi.

Przyglądając się mojemu życiu, uważam, że szczęście i sprzyjające zbiegi okoliczności jak na razie mnie nie opuszczają. Praca daje mi prawdziwe zadowolenie, mam wielu znajomych i przyjaciół, ale przede wszystkim wspaniałą Rodzinę: męża i dwoje dzieci (Ewa 12 lat; Michał 6 lat). Mam również doskonałych Rodziców, bez których pomocy nigdy (jestem o tym absolutnie przekonana) nie zrealizowałabym planów. Wszczepili oni we mnie pozytywną pewność siebie, przekonanie, że wszystko jest możliwe, zawsze służyli radą i nieograniczoną pomocą. A kiedy zdarza się, że mam już wszystkiego dosyć, zawsze mogę sobie poczytać kryminał i pogadać z przyjaciółką przez telefon!

Beata Pepłońska
dr
Rozwiń »

Temat pracy:
Poszukiwanie zmian w genie MAPT w przypadkach otępienia czołowo-skroniowego

Urodziłam się 20 grudnia 1976 r. w Częstochowie. Tam ukończyłam IV Liceum Ogólnokształcące im. Henryka Sienkiewicza. Tam też kształtowały się moje plany na przyszłość i zapadły pierwsze życiowe decyzje. Wybór kierunku studiów nie był łatwy. Długo wahałam się między psychologią a medycyną, aby ostatecznie wybrać biologię. W 1995 r. opuściłam rodzinne miasto i rozpoczęłam studia na Wydziale Biologii i Nauk o Ziemi Uniwersytetu Łódzkiego. To właśnie wtedy po raz pierwszy zetknęłam się w sposób praktyczny z tajemnicami laboratorium oraz fascynującym światem cząstek organicznych. Już po pierwszym roku studiów byłam przekonana o słuszności mojej decyzji i wiedziałam, że biologia molekularna może stać się nie tylko pracą, ale również pasją. W centrum moich zainteresowań pozostawały zagadnienia z dziedziny biologii komórki, genetyki i biochemii. Dzięki profesor Wandzie Krajewskiej, która zgodziła się zostać promotorem mojej pracy magisterskiej, uczyniłam pierwszy krok na ścieżce nauki i ukończyłam z wyróżnieniem studia, jako biolog – biochemik. Jednocześnie angażując się w badania nad ekspresją receptorów hormonalnych w przypadkach raka macicy, przekonałam się o praktycznej wartości pracy laboratoryjnej. Bardzo wiele satysfakcji daje świadomość, że godziny spędzone w towarzystwie probówek przełożyć się mogą na powstanie nowych strategii terapeutycznych, bądź choćby w niewielkim stopniu przyczynią się do zrozumienia patologii utrudniających, a czasem uniemożliwiających ludzkie życie. Aspekt praktyczny stał się więc motywem przewodnim moich dalszych poszukiwań.

Okres studiów był nie tylko etapem budowania naukowych pasji, ale też czasem pełnych wrażeń wędrówek górskich. Szczególnie upodobałam sobie bieszczadzkie ostępy, które przemierzałam wraz z grupą przyjaciół i aparatem fotograficznym pod ręką.

W 2001 roku trafiłam pod opiekuńcze skrzydła profesor Marii Barcikowskiej, zajmując stanowisko asystenckie w Instytucie Medycyny Doświadczalnej i Klinicznej PAN w Warszawie. Włączyłam się do prowadzonych prac mających na celu genetyczną charakterystykę podłoża chorób neurozwyrodnieniowych. Moje wysiłki badawcze wsparł Komitet Badań Naukowych przyznając fundusze na realizację własnego projektu promotorskiego pod okiem profesora Pawła Liberskiego.

Przedmiotem mojej pracy doktorskiej jest charakterystyka częstości i rodzaju zmian pojawiających się u chorych na otępienie czołowo-skroniowe w genie kodującym białko tau. Białko to jest istotnym strukturalnym i funkcjonalnym komponentem komórek nerwowych. Sugeruje się, że jego patologia prowadzić może do utraty funkcji neuronu i ostatecznie skutkuje zanikiem mózgu. Otępienie czołowo-skroniowe jest drugą co do częstości przyczyną neurozwyrodnienia, po chorobie Alzheimera. Jest jednak schorzeniem znacznie słabiej scharakteryzowanym, często nie rozpoznawanym i mniej „nagłośnionym medialnie”, chociaż równie uciążliwym dla chorego i jego najbliższych. Znalezienie genetycznego czynnika ryzyka rozwoju i jednocześnie markera diagnostycznego mogłoby zwiększyć poprawność stawianych rozpoznań, a w przyszłości przyczynić się do zwiększenia skuteczności leczenia tej choroby. Poznanie patogenezy tego zespołu ma też wpływ na zrozumienie procesów degeneracyjnych w innych zwyrodnieniowych schorzeniach ludzkiego mózgu, związanych z kumulacją białka tau, w tym również choroby Alzheimera. Istotną część moich badań stanowi także analiza modulującego wpływu innych czynników genetycznych na przebieg otępienia czołowo-skroniowego, gdyż jest to choroba złożona i niezwykle heterogenna. Wyniki cząstkowe prowadzonych przeze mnie badań opublikowane zostały już w pismach o zasięgu międzynarodowym, a obecnie jestem na etapie formułowania ostatecznych wniosków.

Swoją pasję badawczą zawdzięczam atmosferze rodzinnego domu, w którym nauka stale była obecna. Dyskusje prowadzone z mamą – lekarzem były dla mnie inspiracją w szukaniu wyjaśnienia zagadnień medycznych w odwołaniu do procesów biochemicznych. Lekarzem jest również mój mąż Artur, który wspiera mnie już od czasów studenckich. Półtora roku temu zostałam szczęśliwą mamą. Nasza córeczka Asia wypełnia całkowicie każdą chwilę wolną od pracy. Ona też została najczęstszą ofiarą mojego zamiłowania fotograficznego. Mam nadzieję, że już niedługo Asia stanie się wdzięcznym towarzyszem eskapad rowerowych i pieszych wędrówek, a może nawet wirtuozem jazdy na rolkach. Cieszyłabym się, gdyby tak jak ja, pokochała góry z ich pięknem i tajemnicą.

Magdalena Ślusarz
dr
Rozwiń »

Temat pracy:
Modelowanie molekularne białek GPCR i ich oddziaływań z bioligandami

Urodziłam się 24 maja 1976 r. w Gdańsku, ale przez wiele lat mieszkałam z rodzicami i braćmi w Pruszczu Gdańskim. Największą pasją mojego dzieciństwa były książki. Nauczyłam się czytać bardzo wcześnie i jeszcze przed pójściem do szkoły podstawowej całe godziny spędzałam, czytając.
Ta pasja towarzyszy mi do dzisiaj. Po rozpoczęciu nauki w Szkole Podstawowej nr 2 w Pruszczu Gdańskim zostałam przydzielona do klasy o profilu szachowym i przez kilka lat z zapałem trenowałam grę, odnosząc sukcesy w turniejach dla juniorów. W 1991 r. rozpoczęłam naukę w I LO im. Mikołaja Kopernika w Gdańsku. Wybrałam klasę o ścisłym profilu: matematycznym-uniwersyteckim. Cztery lata zmagań z zawiłościami analizy matematycznej nie poszły na marne i nauczyły mnie systematycznego, logicznego myślenia niezbędnego w obecnej pracy naukowej. Równolegle uczyłam się w szkole muzycznej w klasie gitary i fortepianu, rozwijając zainteresowania muzyczne.

Pamiętam, że będąc dzieckiem marzyłam, żeby być „tym kimś, kto wymyśla nowe lekarstwa”. Wyobrażałam sobie siebie pracującą w laboratorium w białym fartuchu. Te marzenia ziściły się, kiedy w 1998 r. rozpoczęłam studia na Wydziale Chemii Uniwersytetu Gdańskiego. Na trzecim roku studiów rozpoczęłam badania nad mechanizmem transdukcji sygnału do komórki przez receptory hormonów neuroprzysadkowych. Studiowanie i praca naukowa dawały mi wiele satysfakcji, zajmując czas niemal bez reszty. Na studiach poznałam przyszłego męża, Rafała, który wówczas przygotowywał już rozprawę doktorską o pokrewnej tematyce. Pobraliśmy się w 2001 r. Pracę magisterską „Teoretyczne modelowanie kompleksów ludzkich receptorów hormonów neuroprzysadkowych z atosibanem” obroniłam pod koniec czwartego roku studiów. W tym samym roku rozpoczęłam Studium Doktoranckie przy Wydziale Chemii Uniwersytetu Gdańskiego, a przewodnikiem na mojej naukowej ścieżce został profesor Jerzy Ciarkowski.

Celem mojej pracy jest rozpoczęte na studiach badanie mechanizmu transdukcji sygnału przez receptory wazopresyny oraz oksytocyny, należące do receptorów sprzężonych z białkiem G. Moim głównym zadaniem jest próba odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób oddziałują one z bioligandami pobudzającymi (agonami) lub blokującymi receptory (antagonami). Badania obejmowały: oksytocynę, wazopresynę oraz analogi tych hormonów, syntetyczne substancje stosowane jako leki: desmopresynę, atosiban oraz barusiban. Receptory oksytocyny i wazopresyny są punktem docelowym działania wielu leków będących analogami tych hormonów. Desmopresyna, atosiban i barusiban są powszechnie stosowane w praktyce klinicznej. Desmopresyna, stosowana jest głównie jako lek na moczówkę prostą oraz moczenie nocne u dzieci. Atosiban i barusiban hamując czynność skurczową macicy, znajdują zastosowanie w zapobieganiu przedwczesnym porodom.

Poznanie struktury liganda oraz białka receptorowego, a zwłaszcza przestrzennej budowy domeny wiążącej ligand, jest podstawowym problemem, który napotykają naukowcy zajmujący się projektowaniem leków. Niestety, oznaczenie struktury krystalograficznej, będącego dużym białkiem receptora, jest zadaniem bardzo trudnym, podobnie jak oznaczenie struktury kompleksu receptor-ligand. W takich przypadkach znajdują zastosowanie metody chemii komputerowej zwanej modelowaniem molekularnym. W moim życiu zawodowym oznacza to, że nie noszę już białego fartucha, a badania, które prowadzę są ściśle teoretyczne i odbywają się w rzeczywistości wirtualnej. Modelowanie molekularne umożliwia projektowanie trójwymiarowej struktury receptora i liganda, identyfikację oddziaływań receptor-ligand na poziomie atomowym oraz identyfikację grup funkcyjnych liganda (tzw. farmakoforów), które warunkują aktywację lub blokadę receptora. Informacje te pozwalają na taką modyfikację struktury liganda, która pozwoli uzyskać lek oddziałujący z jednym tylko typem receptorów, a zatem charakteryzujący się najmniejszą liczbą działań ubocznych.

Poza badaniami związanymi z pracą doktorską, interesują mnie zagadnienia kosmologii kwantowej: teoria strun, pętli czasowych i wielokrotnych wszechświatów. W wolnych chwilach gram na gitarze i oglądam filmy z gatunku science fiction. Uwielbiam czekoladki miętowe. Obecnie kończę pracę doktorską, w której ogromnym wsparciem naukowym był i jest dla mnie mój mąż. Oprócz nauki, lubimy wspólne rodzinne wyprawy rowerowe i spacery po lasach Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Wiosną 2003 roku urodził się nasz cudowny synek, Konrad. Jesteśmy szczęśliwą rodziną i z wiarą patrzymy w przyszłość.

Małgorzata Zakrzewska
dr hab.
Rozwiń »

Temat pracy:
Analiza mutacyjna ludzkiego kwaśnego czynnika wzrostu fibroblastów - FGF - 1

Urodziłam się 27 października 1977 r. we Wrocławiu. I jak dotąd, całe moje życie związane jest z tym przepięknym miastem. Już będąc dzieckiem, dzięki rodzicom, odkryłam, że fascynuje mnie poznawanie i zrozumienie otaczającego świata.
Edukację rozpoczęłam w szkole podstawowej nr 113 położonej w samym środku jednego z większych wrocławskich blokowisk. To właśnie tutaj kilku nauczycieli znalazło czas, aby pomóc mi rozwinąć zainteresowania przedmiotami ścisłymi (choć początki nie były łatwe). Za ich namową wystartowałam w wojewódzkiej olimpiadzie fizycznej i matematycznej, gdzie znalazłam się w finałach oraz w olimpiadzie chemicznej, którą wygrałam. W tym okresie zaczęła się moja przygoda ze sportem – intensywnie trenowałam koszykówkę, uczyłam się grać w tenisa i jeździć na nartach.

Wyniki w konkursach przedmiotowych zapewniły mi wstęp bez egzaminów do dowolnego liceum. Wybrałam, mimo że niektórzy pukali się w czoło, klasę informatyczną z rozszerzonym językiem angielskiem w „czternastce”, czyli XIV LO im. Polonii Belgijskiej we Wrocławiu – szkole, w której, według anegdot, uczniowie uczyli się na pamięć książki telefonicznej. Rzeczywistość (przynajmniej dla mnie) okazała się zupełnie inna. Lata spędzone w liceum uważam za niezwykle ważny okres w życiu. Spotkałam wielu wspaniałych i niezwykle interesujących ludzi, z którymi do dzisiaj się przyjaźnię. Moim profesorom zawdzięczam fascynację nauką, a jednocześnie umiejętność pogodzenia jej z codziennym życiem. Na długo zostaną mi w pamięci obozy naukowe i „zielone szkoły”, podczas których wyprawy w góry i jazda na nartach przeplatane były lekcjami z rachunku różniczkowego i gorącymi dyskusjami (niekoniecznie na tematy naukowe). W szkole średniej brałam ponownie udział w konkursach przedmiotowych. Znalazłam się w gronie wojewódzkich finalistów olimpiady matematycznej i fizycznej. Zostałam też finalistką ogólnopolskiej olimpiady polonistycznej, co zapewniło mi zwolnienie z matury z tego przedmiotu i wstęp na studia na wybrany wydział polonistyki. Ale chyba jeszcze większym wyróżnieniem było dla mnie otrzymanie złotego medalu szkoły.

O ile wybór liceum był łatwy, to na kierunek studiów długo nie mogłam się zdecydować. W końcu na mojej „krótkiej liście” znalazła się matematyka i biotechnologia. Wygrała biotechnologia (specjalność Biokataliza i Biotechnologia Molekularnana) na Wydziale Chemii Politechniki Wrocławskiej.

Niemal od początku studiów zainteresowała mnie biologia molekularna. Na trzecim roku, w ramach programu Tempus, pojechałam do Irlandii, gdzie przez semestr uczyłam się na National University of Ireland w Galway. Ku mojej radości, jedna z osób prowadzących ćwiczenia z biochemii zaproponowała mi staż w National Diagnostic Center i tak, po zakończeniu sesji egzaminacyjnej, przez miesiąc, uczyłam się najnowszych technik genetycznych i zdobywałam pierwsze szlify z zakresu biologii molekularnej. Ponieważ bardzo chciałam pogłębiać zdobyte umiejętności po powrocie do Wrocławia, rozpoczęłam pracę badawczą w Zakładzie Medycyny Sądowej Akademii Medycznej pod kierunkiem dr. hab. Tadeusza Dobosza. Mimo braku doświadczenia, samodzielnie prowadziłam projekt badawczy mający na celu opracowanie molekularnej metody diagnostyki zespołu Downa, która mogłaby pełnić rolę pomocniczej techniki diagnostycznej w badaniach prenatalnych. Prowadzone przeze mnie dwuipółletnie badania złożyły się na pracę magisterską. W czasie studiów otrzymałam trzy stypendia Ministra Edukacji Narodowej, a za całokształt osiągnięć nagrodę rektora Politechniki Wrocławskiej.

W 2001 r. rozpoczęłam studia doktoranckie na kierunku Biologia Molekularna w Instytucie Biochemii i Biologii Molekularnej Uniwersytetu Wrocławskiego. Udało mi się dostać do zespołu prof. dr. hab. Jacka Otlewskiego, kierownika Zakładu Inżynierii Białka. Dzięki niemu zajęłam się zupełnie nową tematyką badawczą, łączącą biologię molekularną i biofizykę. Rozpoczęłam realizację projektu dotyczącego ludzkiego kwaśnego czynnika wzrostu fibroblastów (FGF-1). Białko to stymuluje szereg aktywności biologicznych w różnych typach komórek. Przyczynia się do tworzenia nowych naczyń krwionośnych, przyśpiesza gojenie ran i zrastanie kości, a także bierze udział przy odbudowie komórek nerwowych. Dzięki swoim właściwościom jest idealnym kandydatem na skuteczny lek białkowy. Jednak jego niska stabilność, wrażliwość na temperaturę i trawienie enzymatyczne sprawia, że większość prowadzonych z jego użyciem prób klinicznych kończy się niepowodzeniem. Dlatego celem mojej pracy było skonstruowanie takich wariantów FGF-1, które byłyby bardziej odporne na degradację. Uzyskałam i scharakteryzowałam kilkadziesiąt mutantów, z których znaczna część okazała się istotnie stabilniejsza niż typ dziki białka. Co niezwykle istotne, warianty te wykazywały wyższą aktywność, dłuższy czas działania, a także dużo większą odporność na niekorzystne warunki w porównaniu do niezmodyfikowanego FGF-1. Prowadziłam też badania nad wewnątrzkomórkowymi mechanizmami działania tego czynnika wzrostu. Dzięki uprzejmości prof. Sjura Olsnesa w trakcie realizacji pracy doktorskiej, spędziłam kilka miesięcy w Institute for Cancer Research, The Norwegian Radium Hospital w Oslo, gdzie wykonywałam eksperymenty komórkowe.

Praca naukowa zabiera mi bardzo dużo czasu, ale każdą wolną chwilę staram się spędzać z najbliższymi. Razem z moim chłopakiem wynajdujemy sobie coraz to nowe pasje. Oprócz fotografowania, gry w badmintona, rajdów samochodowych, podróży w bliższe i dalsze zakątki, wspólnego gotowania, nieudolnych prób wychowania dwóch zwariowanych kotek, ostatnio zajmujemy się urządzaniem naszego, nowego, urokliwego mieszkanka w jednej z „zakazanych” dzielnic Wrocławia.