Agnieszka Słowik
prof. dr hab. med.
Rozwiń »

Temat pracy:
Genetyczne czynniki ryzyka udaru mózgu o różnej etiologii

Życiorys naukowy: Od ukończenia studiów medycznych w Akademii Medycznej w Krakowie pracuje w Klinice Neurologii Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Po obronie pracy doktorskiej na temat reakcji stresowej w ostrym okresie udaru mózgu i uzyskaniu II stopnia specjalizacji z neurologii, od 1998 roku, pełniła funkcję ordynatora Oddziału Udarowego Kliniki. Czas dzieliła między działalność kliniczną, dydaktyczną i naukową.

Trzykrotnie odbyła kilkumiesięczne staże z zakresu neurologii klinicznej i genetyki na Uniwersytecie Rochester w USA. Jest współautorką kilku grantów z zakresu udaru mózgu i chorób zwyrodnieniowych mózgu finansowanych przez Ministerstwo Nauki i Informatyzacji. Od początku pracy w Klinice Neurologii prowadzi Koło Naukowe przy Oddziale Udarowym. Stąd rekrutuje się większość jej współpracowników.

Jest członkinią Polskiego Towarzystwa Neurologicznego, European Neurological Society i American Academy of Neurology. Recenzentka dla wielu różnych czasopism międzynarodowych, w tym Stroke i Neurology. Trzykrotnie była laureatką nagród naukowych. W 2005 roku – Nagrody Indywidualnej Ministra Edukacji i Sportu oraz Nagrody im. Józefa Babińskiego przyznawanej przez Polskie Towarzystwo Neurologiczne, a w 2006 roku – Nagrody Zespołowej Ministra Edukacji i Nauki.

Praca badawcza i jej znaczenie: Głównym przedmiotem jej zainteresowań naukowych jest udar mózgu i choroby zwyrodnieniowe mózgu. W połowie lat 90-tych założyła Udarową Bazę Danych, która gromadzi, do celów naukowych, wystandaryzowane informacje dotyczące danych demograficznych, czynników ryzyka udaru, stanu klinicznego, wczesnych i późnych powikłań oraz rocznej prognozy w zakresie jakości życia po udarze i śmiertelności. Informacje zawarte w bazie danych stanowią podstawę prowadzonych w Klinice Neurologii badań naukowych dotyczących aspektów klinicznych udaru mózgu. Od 1999 roku jej zainteresowanie skupiło się na genetyce udaru mózgu, co było przedmiotem jej pracy habilitacyjnej. W 2001 roku stworzyła Laboratorium Biologii Molekularnej przy Klinice Neurologii CM UJ. Aktualnie laboratorium prowadzi samodzielne badania genetyczne z zakresu udaru mózgu, stwardnienia bocznego zanikowego i choroby Alzheimera. Jego utrzymanie i wyposażenie finansowane jest z uzyskanych grantów KBN oraz licznych badań statutowych i własnych.

 

Joanna Skommer
Rozwiń »

Temat pracy:
Analiza farmakologiczna i molekularna nowych induktorów apoptozy w ludzkich liniach komórkowych chłoniaka grudkowego limfocytów B

Urodziłam się w 1980 roku w Poznaniu. Wczesne lata szkolne spędziłam w maleńkiej miejscowości Żołędnica w województwie leszczyńskim. W wieku 10 lat wraz z rodzicami przeprowadziliśmy się z powrotem do Poznania, gdzie kontynuowałam naukę w szkole podstawowej, a następnie w X Liceum Ogólnokształcącym. Już w szkole średniej moje zainteresowania koncentrowały się na naukach przyrodniczych, z sukcesami brałam udział
w olimpiadach biologicznych oraz zostałam nagrodzona wolnym wstępem na kierunek Biotechnologia na Uniwersytecie im. A. Mickiewicza w Poznaniu.

W czasie studiów rozwijałam pasje naukowe aktywnie uczestnicząc w działalności Studenckiego Koła Naukowego. Dzięki promotorowi pracy magisterskiej, prof. Annie Goździckiej-Józefiak, rozpoczęłam pracę nad projektem badawczym łączącym biologię molekularną z aplikacjami medycznymi, badając genetyczne podłoże zespołu policystycznych jajników, powszechnego schorzenia endokrynologicznego kobiet w wieku reprodukcyjnym. Wyniki mojej pracy opublikowane zostały w punktowanym czasopismie zagranicznym Eur J Gynecol Oncol.

Po obronie pracy magisterskiej otrzymałam propozycję wyjazdu na staż naukowy do Finlandii, na Wydział Medycyny University of Kuopio. Tam dołączylam do grupy prof. Jukki Pelkonena, gdzie rozpoczęłam badania nad nowymi induktorami apoptozy w ludzkich liniach komórkowych ziarniniaka drobnogrudkowego. Wraz ze współpracownikami opublikowaliśmy szereg publikacji w prestiżowych czasopismach naukowych, takich jak Leukemia Research czy Experimental Hematology.

Moje badania nad anty-nowotworowym działaniem kurkumy, naturalnego polifenolu uzyskiwanego z azjatyckiej rośliny Curcuma longa, spotkały się ze szczególnie życzliwym odbiorem ze strony pacjentów oraz lekarzy onkologów na całym świecie, stymulując rozpoczęcie terapii doświadczalnych wśród pacjentów cierpiących na chłoniaka drobnogrudkowego. W ostatnim projekcie badawczym, wykorzystując technologię mikromacierzy ekspresyjnych beadchip, wykazałam – jako pierwsza na świecie, że komórki chłoniaka drobnogrudkowego poddane ekspozycji na kurkumę wykazują obniżoną ekspresję genu CXCR4 (CXC chemokine receptor 4) oraz jego produktu białkowego (receptora odpowiedzialnego za migrację komórek nowotworowych do tkanek bogatych w czynnik SDF-1). Jest to przełomowe doniesienie, wskazujące na potencjał kurkumy jako inhibitora metastazy.

W czasie pobytu na University of Kuopio poznałam prof. Andrzeja Deptałę, kierownika Kliniki Hematologii, Onkologii i Medycyny Wewnętrznej Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA w Warszawie, z którym rozpoczęłam niezmiernie owocną współpracę naukową, zwieńczoną powstaniem artykułu przeglądowego o roli mitochondriów oraz białek z rodziny Bcl-2 w procesie apoptozy, opublikowanego ostatnio na łamach Leukemia Research. Za swoje osiągnięcia naukowe na University of Kuopio nagrodzona zostałam ponadto stypendium z fińskiej fundacji Centre for International Mobility (CIMO).

Pobyt w Finlandii zaliczam do niezmiernie owocnych naukowo, a także niezwykle kształcących w życiu prywatnym. Staż zagraniczny stanowi dla mnie niewątpliwie ekscytującą, przynoszącą ogromny bagaż doświadczeń i mnóstwo przyjaciół przygodę, lecz również czas ciężkiej pracy i wielu wyrzeczeń. To olbrzymie wsparcie ze strony pacjentów i nadzieja na przyniesienie pomocy cierpiącym na chorobę nowotworową sprawiają, że długie godziny spędzane w laboratorium nie są ciężarem lecz prawdziwą przyjemnością.

Kamila Wojas-Krawczyk
dr hab.
Rozwiń »

Temat pracy:
Ocena wpływu wybranych czynników uwalnianych przez komórki nowotworowe na proces różnicowania, dojrzewania i funkcję autologicznych komórek dendrytycznych

Urodziłam się 12 listopada 1978 roku w Białogardzie na Pomorzu Zachodnim. Dzieciństwo spędziłam w Połczynie Zdroju – uroczej miejscowości uzdrowiskowej położonej na Pojezierzu Drawskim. Mając piętnaście lat, razem z rodziną przeprowadziłam się do Radomia, gdzie ukończyłam VI Liceum Ogólnokształcące im. Jana Kochanowskiego. W trakcie nauki w szkole średniej nie byłam przykładem dobrej uczennicy – szóstki i piątki dostawałam tylko z tych przedmiotów, które naprawdę lubiłam. Chemia i biologia nie miały przede mną żadnych tajemnic. Dlatego wybór studiów nie stanowił problemu. Wiedziałam że chcę pracować w laboratorium, miałam tylko wątpliwości w jaki sposób ten cel osiągnąć. Wahałam się pomiędzy wyborem studiów na kierunku farmacji lub analityki medycznej. Ostatecznie zdecydowałam się na Oddział Analityki Klinicznej na Akademii Medycznej w Lublinie. Od pierwszego roku studiów starałam się mieć jak najlepsze wyniki; ogromnie lubiłam się uczyć i cały czas marzyłam, aby pracować naukowo na uczelni.

Na III roku studiów zaczęłam działać w naukowym kole studenckim przy Zakładzie Immunologii Klinicznej Akademii Medycznej w Lublinie. Początkowo zajęłam się badaniami zjawiska apoptozy limfocytów krwi obwodowej u kobiet w różnych fazach cyklu menstruacyjnego. Kolejnym tematem moich badań, któremu jestem wierna do dzisiaj, stały się komórki dendrytyczne. Wyniki tych doświadczeń zostały opublikowane w czterech artykułach oraz zaprezentowane na studenckich konferencjach naukowych. Nabytą wiedzę poszerzyłam w trakcie praktyki w laboratorium naukowym Kliniki Dermatologii Charite na Uniwersytecie Humboldta w Berlinie.

Doświadczenia zdobyte w czasie studiów umożliwiły mi prowadzenie badań wykorzystanych później w pracy magisterskiej. Skoncentrowałam się w nich na generacji komórek dendrytycznych od osób zdrowych stosując podłoża hodowlane z dodatkiem autologicznego osocza, ludzkiej albuminy, MCM, płynów zapalnych i nowotworowych. Wartość merytoryczną mojej pracy magisterskiej wzbogaciłam licznymi fotografiami wygenerowanych komórek dendrytycznych, wykonanych zwykłym analogowym aparatem fotograficznym na kolorowej kliszy. Nigdy nie zapomnę rozbawienia mojej rodziny, kiedy okazało się, że na zdjęciach, które przywiozłam do domu zamiast kroniki studenckiego życia, znajdują się pięknie wybarwione komórki dendrytyczne.

Studia ukończyłam z oceną celującą uzyskując najlepszą średnią na roku. Moja praca magisterska zdobyła I miejsce w uczelnianym Konkursie na Najlepszą Pracę Magisterską i III miejsce w Ogólnopolskim Konkursie Prac Magisterskich Akademii Medycznych. Studia doktoranckie rozpoczęłam w Zakładzie Immunologii Klinicznej jesienią 2002 roku pod kierunkiem prof. Jacka Rolińskiego. Byłam jednym z członków zespołu współpracującego z Pracownią Cytobiologii Komórki w Warszawie działającą pod kierunkiem prof. Jerzego Kawiaka. W trakcie tej współpracy, którą mimo dużego nakładu pracy wspominam niezmiernie miło, prowadziliśmy badania nad wykorzystaniem napromieniowanych komórek białaczkowych w terapii chorych na przewlekłą białaczkę limfatyczną B-komórkową. Uczestniczyłam również w badaniach klinicznych nad immunoterapią chorych na przewlekłą białaczkę za pomocą komórek dendrytycznych, prowadzonych we współpracy z Kliniką Hematoonkologii i Transplantacji Szpiku Lubelskiej Akademii Medycznej. W próbach terapii wykorzystywaliśmy allogeniczne komórki dendrytyczne wygenerowane od osób zdrowych oraz komórki autologiczne. Część badań immunologicznych dotyczących tego projektu wykonałam podczas czteromiesięcznego stypendium Deutscher Akademischer Austausch Dienst (DAAD) w Laboratorium Immunologii Nowotworów w Ulm, kierowanym przez prof. Michaela Schmitta. W trakcie stażu naukowego w tym laboratorium oceniałam swoistą odpowiedź przeciwnowotworową u chorych przed, w trakcie i po zakończeniu immunoterapii za pomocą szczepionek z komórek dendrytycznych. Zrealizowanie tych badań pozwoliło stwierdzić obecność specyficznych antygenowo limfocytów we krwi chorych poddanych immunoterapii.

Znajdując czas pomiędzy licznymi przedsięwzięciami naukowymi, zimą 2003 roku otworzyłam przewód doktorski i otrzymałam grant promotorski KBN, a wiosną 2005 roku także grant finansowany z Europejskich Funduszy Strukturalnych (EFS). Celem moich badań było opracowanie najskuteczniejszych metod hodowli komórek dendrytycznych od chorych na raka płuc i szpiczaka plazmocytowego w celu stworzenia immunologicznej szczepionki przeciwnowotworowej.

Pomimo licznych publikacji w literaturze naukowej na temat metod generacji komórek dendrytycznych, wiele pytań związanych z tym procesem pozostaje bez odpowiedzi. Dlatego też poszukując optymalnej metody hodowli DCs, która mogłaby znaleźć zastosowanie w praktyce klinicznej, starałam się zdefiniować standardy hodowlane i jednocześnie zbadać wpływ czynników uwalnianych przez rozwijający się nowotwór na skuteczność generacji komórek dendrytycznych oraz na ich fenotyp i funkcję. Hodowle komórkowe prowadziłam w trzech różnych systemach hodowlanych: w obecności autologicznego osocza, allogenicznego osocza od zdrowych dawców i od chorych na różne typy nowotworów oraz ludzkiej albuminy. Wyniki mojej pracy sugerują, że produkcja szczepionki przeciwnowotworowej złożonej z komórek dendrytycznych u chorych na raka płuc może odbywać się w podłożu hodowlanym zawierającym własne osocze pacjentów. Natomiast generacja komórek dendrytycznych u chorych na szpiczaka plazmocytowego powinna odbywać się w podłożu zawierającym allogeniczne osocze od osób zdrowych lub ludzką albuminę i czynniki wzrostu dostępne komercyjnie. Ludzka albumina, stosowana bez innych czynników wzrostu komórek jest niewystarczająca do generacji komórek dendrytycznych zarówno u pacjentów, jak i u osób zdrowych. W najbliższym czasie szczepionka przeciwnowotworowa wyprodukowana według metodyki opracowanej w mojej pracy doktorskiej z późniejszymi uzupełnieniami może zostać zastosowana w immunoterapii chorych na niedrobnokomórkowego raka płuc.

W czasie studiów każdą wolną chwilę spędzałam pod żaglami. Nic też dziwnego, że zapragnęłam wziąć samodzielnie ster do ręki i zrobiłam patent żeglarza jachtowego. W tym czasie, choć jeszcze z daleka, zetknęłam się górami, które później zastąpiły mi żeglarstwo. Niezwykła była tylko droga z Gorców i Tatr w góry wysokie. Z moim przyszłym mężem Pawłem zaplanowaliśmy i zrealizowaliśmy wyprawę na Kilimandżaro (5895 m n.p.m.) – najwyższy szczyt afrykański i najwyższą samotną górę na świecie. Rok później razem z Pawłem wspinaliśmy się w Pirenejach i Alpach, zdobywając między innymi piękną północną ścianę Barre des Ećrins oraz pokonując włoską drogę na Mont Blanc (4808 m n.p.m.). Wraz z przyjaciółmi w 2004 roku założyliśmy Medyczny Klub Turystyczny w Lublinie. Rowerem przemierzaliśmy ukraińskie bezdroża, ale jednym z pierwszych poważnych celów naszej działalności stała się wyprawa na najwyższy szczyt obu Ameryk – Aconcagua (6962 m n.p.m.) w Andach Środkowych. Wspinaliśmy się trudną, lodowcową drogą nazwaną od narodowości jej pierwszych zdobywców Drogą Polaków.

Teraz moją uwagę zaprząta zupełnie nowe wyzwanie – być może znacznie trudniejsze i bardziej odpowiedzialne niż wszystko to, co do tej pory robiłam. W grudniu przyjdzie na świat nasz synek i z mężem zastanawiamy się tylko, czy nasz Maluszek podzieli zainteresowania rodziców?

Anna Maria Boguszewska-Chachulska
dr hab.
Rozwiń »

Temat pracy:
Helikazy RNA jako potencjalny cel terapii antywirusowej

Nie dorosłam jeszcze do etapu podsumowań i wspomnień, jednak skoro już muszę coś o sobie napisać, wybiorę te kilka miejsc, decyzji i osób, które zaważyły na moim życiu i doprowadziły do punktu, w którym w tej chwili się znajduję.
Wśród osób najistotniejszą jest kobieta – naukowiec – moja Mama, mój wciąż niedościgniony wzór – człowiek renesansu łączący wiele rozmaitych zdolności. Dom rodzinny – o tradycjach naukowych (dziadek – profesor rolnictwa, Mama – chemik analityk, adiunkt na Wydziale Chemii Politechniki Warszawskiej); jedne z moich najwcześniejszych, świadomych wspomnień wiążą się z kończeniem przez Mamę doktoratu i odwiedzinami w jej laboratorium. Byłam zafascynowana efektami mieszania czy spalania różnych związków chemicznych i wtedy pojawiła się myśl, że mogłabym sama kiedyś coś podobnego tworzyć. Tak więc najpierw była chemia, co, w szkole podstawowej, zaowocowało dość udanym startem w olimpiadzie chemicznej; później, już w szkole średniej chemia organiczna i procesy zachodzące w żywych organizmach. Pragnęłam zrozumieć z czego jesteśmy zbudowani i co nas porusza, więc może jednak biochemia? A może by tak jednak dobrać się do tego z innej strony, jeszcze bardziej złożonej i interesującej – biologii molekularnej? Do tego pytania doszłam na początku klasy maturalnej, ale odpowiedź nie była prosta.

Rodzice w ramach zapewnienia mi pełnej edukacji i ułatwienia kontaktów ze światem, od najwcześniejszych lat zachęcali mnie do nauki języków obcych. Zaczęło się od angielskiego, potem doszedł francuski, który stał się moim ukochanym językiem. Ostatecznie wahałam się między biologią a lingwistyką stosowaną; przeważyło jednak przekonanie, że tylko w biologii mogę zrobić coś nowego i twórczego a jako lingwistka będę tłumaczyć cudze myśli. Tak więc zdałam na Wydział Biologii Uniwersytetu Warszawskiego. Wybór okazał się słuszny, konsekwentnie chodziłam na zajęcia związane z biochemią i genetyką, by ostatecznie zrobić pracę magisterską w Zakładzie Genetyki UW i zakończyć studia z dyplomem biologa molekularnego. Plany co do studiów językowych pokrzyżowało życie, na drugim roku zakochałam się ( na całe życie, jak mi się wtedy wydawało) w koledze z biologii i pobraliśmy się po roku. Po trzecim roku studiów urodziłam córkę, i dzięki podziałowi obowiązków oraz pomocy Mamy ukończyłabym je w terminie, gdyby nie choroba Mamy, która zmusiła mnie do wzięcia rocznego urlopu. Nie zrezygnowałam jednak z udziału w zajęciach, także nadobowiązkowych. Bardzo dobrze wspominam wychowywanie córki w czasie studiów. Nigdy później nie mogłabym sobie pozwolić na to, aby, nie rezygnując z własnego rozwoju, mieć dziecko, przez pierwsze trzy lata życia, z nami w domu.

W 1990 roku rozpoczęłam pracę pod kierunkiem prof. Włodzimierza Zagórskiego-Ostoi, w Instytucie Biochemii i Biofizyki PAN w Warszawie,w Zakładzie Biosyntezy Białka, gdzie pracuję do dziś. Prowadzone przeze mnie prace miały charakter aplikacyjny – rozpoczęliśmy pierwszą w Polsce charakterystykę molekularną wirusa Y ziemniaka (PVY), jednego z najpoważniejszych patogenów tej ważnej rośliny użytkowej. Pracę dotyczącą klasyfikacji filogenetycznej i lokalizacji regionów odpowiedzialnych za wywoływane symptomy ułatwiła współpraca z instytutem INRA w Wersalu we Francji, gdzie w latach 1992-1997 odbyłam wiele staży naukowych, pracując pod kierunkiem dr Christophe’a Robaglia, który stał się moim nauczycielem i wzorem. Dzięki niemu moja praca nabrała przyspieszenia i pojawiały się wciąż nowe, wspólnie realizowane cele. Jednym z najważniejszym efektów tej współpracy było otrzymanie za pomocą techniki interferencji RNA transgenicznej odmiany ziemniaka Irga. Otrzymane rośliny (chronione dwoma patentami), zostały przekazane do dalszych badań w IHAR w Młochowie, gdzie wykazano ich odporność na infekcję PVY. Po obronie w styczniu 1998 roku pracy doktorskiej „Potato virus Y phylogeny and engineered virus resistance”, której promotorem był prof. Włodzimierz Zagórski-Ostoja, zdecydowałam się na zmianę tematyki badań, chcąc poznać nowe techniki, inne organizmy i wnieść swój wkład w walkę z rakiem. Odbyłam prawie dwuletni staż po-doktorski w laboratorium dr Lindy Hyman na Tulane University w Nowym Orleanie w USA. Jako tematykę pracy wybrałam charakterystykę drożdżowego homologa ludzkiego białka Elonginy C – ważnego elementu kompleksu białka supresora nowotworów von Hippel-Lindau, celem było wyjaśnienię mechanizmu działania Elonginy C w procesie nowotworzenia. Prace naszej grupy przyniosły częściową odpowiedź na to pytanie, sugerując jako funkcję Elonginy C ochronę swoich partnerów komórkowych przed proteolizą. Ten dwuletni pobyt w Nowym Orleanie, oprócz zdobycia praktyki w pracy z drożdżami oraz z ekspresją i analizą białek, umożliwił mi także nawiązanie kontaktów, które przetrwały do dziś: pozwolił poznać odmienną kulturę i przyrodę, stał się też początkiem poznawania Ameryki Środkowej i Południowej oraz startem do nowego życia, w którym nauczyłam się radzić sobie sama i polegać głównie na sobie. Po powrocie do IBB w 2000 roku, wykorzystując moje wcześniejsze doświadczenia z pracy doktorskiej, zaangażowałam się w prace mające na celu znalezienie skutecznego leku przeciwko wirusowi zapalenia wątroby typu C (HCV). Wirus ten stanowi jedno z poważniejszych zagrożeń dla zdrowia ludzi na świecie (3 % zakażonej populacji ziemskiej, chroniczna infekcja może spowodować marskość i raka wątroby), nie ma przeciw niemu szczepionki ani skutecznego leczenia, szczególnie skierowanego przeciwko wariantom najbardziej rozpowszechnionym w Europie. W Polsce leczenie obejmuje tylko część zakażonych osób ze względu na koszty i silne efekty uboczne. Rozpoczęcie badań umożliwiła mi współpraca z dr Piotrem Borowskim (obecnie KUL, Lublin). Jako cel wybraliśmy zahamowanie jednego z kluczowych dla HCV enzymów – helikazę RNA, konieczną dla jego namnażania. Tworząca się pod moim kierownictwem grupa (która obejmuje obecnie trójkę doktorantów) rozpoczęła prace nad wyrażaniem helikazy wirusa HCV w różnych systemach komórkowych, min. w systemie bakulowirusa, oraz nad stworzeniem i udoskonalaniem bezizotopowego, masowego testu fluorescencyjnego helikazy, służącego do testowania potencjalnych inhibitorów tego enzymu. Opracowany przez nas test został wykorzystany przy realizacji grantu europejskiego. W czasie rozwijania tej nowej tematyki badań i tworzenia swej grupy miałam szczęście korzystać z pomocy wspaniałej kobiety-naukowca – dr Anne-Lise Haenni z Instytutu Jacques Monod w Paryżu.

Obecnie, dzięki grantowi MeiN kontynuujemy prace nad inhibitorami helikazy HCV, min. rozpoczynając testowanie inhibitorów w liniach komórkowych nowotworu wątroby, niosących subgenomowe replikony HCV. Badania te pozwolą na wybranie najbardziej skutecznych inhibitorów namnażania wirusa, planujemy przy tym wykorzystanie różnych genotypów, które w odmienny sposób reagować mogą na stosowane inhibitory. Kontynuujemy także badania strukturalne nad oddziaływaniami wybranych inhibitorów z helikazą i jej domenami, zmierzając do dokładnego zidentyfikowania miejsc interakcji. Mając w rękach inne sklonowane i oczyszczone przez nas helikazy RNA, będziemy szukać związków o najwyższej specyficzności w stosunku do helikazy HCV. Wraz ze współpracującymi z nami grupami z Polski i Ukrainy przygotowujemy kolejne wnioski patentowe i publikacje dotyczące wyselekcjonowanych inhibitorów helikazy HCV. Ponadto w ramach innego projektu badawczego MeiN jako jedyny zespół poszukujemy zastosowań antywirusowych inhibitorów kinaz, skupiając się także na badaniach nad wirusem HCV. Moje życie codzienne związane jest z pracą. Mam już dorosłą córkę, studentkę UW, która nie wymaga stałej opieki, raczej zrozumienia i chwil skupionej na sobie uwagi. Ona też chętnie odwiedza mnie w pracy, tak, jak ja kiedyś moją Mamę. Mój obecny partner życiowy pracuje także w IBB; razem spędzamy czas w pracy, choć staramy się nie mieć zbyt wielu wspólnych projektów. Od kilku lat mam wreszcie swój świadomie wybrany dom: mieszkanie obok instytutu, co ułatwia łączenie pracy z życiem prywatnym, w efekcie jestem w pracy praktycznie co dzień… Odcinam się więc od niej dopiero, gdy wyjeżdżam, aby poznać świat, co jest moją kolejną pasją. Zaczęło się niewinnie – od wyjazdów związanych z pracą, udziałem w konferencjach i kursach, od kilku lat wyjeżdżamy coraz więcej prywatnie do Ameryki Południowej, uciekamy z zimowej Polski, by wędrować po Kostaryce, czy nurkować w Morzu Czerwonym i na Mauritusie. Dzięki mojemu partnerowi nurkowanie to nie tylko przyjemność i zabawa, ale również praca naukowa – braliśmy udział w nurkowaniach archeologicznych w Czarnogórze i na Krymie. Na wyprawy zabieram aparaty fotograficzne, ale na moich zdjęciach trudno znaleźć ludzi, są rośliny i zwierzęta; często też ptaki, na które robimy specjalne wypady w wiosenną Polskę. Gdy nie wyjeżdżam, odpoczywam ucząc się hiszpańskiego, chodzę na koncerty (najchętniej jazzowe), tańczę w klubach, jeżdżę na rowerze i rolkach, albo po prostu słucham muzyki i czytam.

I chyba nigdy do końca nie zapominam zanotowanej w dzieciństwie „złotej myśli” G.B. Shawa: „Czymże jest życie, jeśłi nie szeregiem natchnionych szaleństw? Trzeba tylko umieć je popełniać. A pierwszy warunek: nie pomijać żadnej okazji, bo nie zdarzają się one co dzień.”

Katarzyna Kubiak (Sipa)
dr
Rozwiń »

Temat pracy:
Modulacja zdolności krótkich interferujących RNA do wyciszania ekspresji genów

Mam na imię Katarzyna, mam 27 lat, moim miastem jest Łódź… mówienie o sobie kojarzy mi się z lekcjami języków obcych… Pierwsze zdanie mam już za sobą, może teraz będzie łatwiej. W dzieciństwie marzyłam o pisaniu i ilustrowaniu książek dla dzieci. Z czasem pisanie bajek i wierszyków zastąpiło pochłanianie książek przyrodniczych a w szkole podstawowej – udział w konkursach biologicznym i chemicznym, w których dotarłam do finałów wojewódzkich. Moja rodzina do dziś barwnie wspomina wyjątkowo udaną hodowlę patyczaków, będącą moim pierwszym projektem badawczym… Etapem edukacji, który najsilniej wpłynął nie tylko na kierunek dalszego kształcenia, ale przede wszystkim na moją osobowość było I Liceum Ogólnokształcące im Mikołaja Kopernika w Łodzi. Szkoła ta szczyci się stuletnią historią oraz opinią jednej z najlepszych w kraju, corocznie zajmuje wysokie miejsca w rankingach ilości olimpijczyków. Osobiście nie polepszyłam statystyk olimpijskimi osiągnięciami. Dla mnie 4 lata pod dachem „Kopra” to przede wszystkim harcerstwo, a dzięki niemu, przyjaźnie zawarte na całe życie, pierwszy kontakt z turystyką górską, żeglarstwem i pracą społeczną. Po skończeniu szkoły zostałam instruktorem ZHP i do dziś organizuję dla uczniów tego samego liceum obozy letnie i zimowe, górskie stałe i wędrowne, żeglarskie i narciarskie. Pasje podróżnicze, zaszczepione przez starszych kolegów powodują, że trudno znaleźć w moim życiorysie rok bez wyprawy zagranicznej. Moją ucieczką od trudów codzienności na zawsze pozostaną góry, zwłaszcza te najdziksze, najrzadziej odwiedzane przez turystów. Najlepiej relaksuję się przy ognisku i dźwiękach gitary. W życiu ciągle szukam nowych wyzwań, jednocześnie podchodząc do każdego z nich z pokorą i cierpliwością.

Wybór kierunku studiów był dla mnie bardzo trudny. Nie miałam większych trudności w zdobywaniu kolejnych świadectw z tzw. „czerwonym paskiem” a zainteresowania przyrodnicze raczej poszerzały się zamiast się ukierunkowywać. Połowa mojej klasy marzyła o studiach medycznych, które mnie jawiły się jako 6 lat ciężkiej, pamięciowej pracy. Od uniwersyteckiej biologii odstraszała mnie nauka łacińskich nazw gatunkowych. Tak wahałam się między jednym a drugim kierunkiem aż nadeszła pewna przełomowa lekcja biologii. Po tych pamiętnych 45 minutach na tablicy straszyła plątanina strzałek i potwornie długich nazw chemicznych, z których absolutnie nikt, absolutnie niczego nie rozumiał… To było to! Poczułam, że chcę zgłębić ten kosmos schematów. Była to lekcja z metabolizmu, a koleżanka z ławki, Ania (dziś pani doktor, wkrótce kardiolog) powiedziała mi, że taką biochemią zajmują się koledzy jej taty, pracujący na Politechnice, na Wydziale Chemii Spożywczej i Biotechnologii. Z mojej szkoły na biotechnologię nie zdawał nikt, wszyscy patrzyli na mnie z lekkim pobłażaniem, dopiero teraz ten kierunek przeżywa oblężenie.

Studia wspominam jako czas poszukiwania wyśnionej tablicy pokrytej schematami. Kryła się za kilkoma semestrami pełnymi różnych odmian chemii, inżynierii, mechaniki i mikrobiologii… Nigdy nie żałowałam wyboru kierunku studiów, a technicznym przedmiotom zawdzięczam umiejętność praktycznego i analitycznego myślenia. Na trzecim roku studiów wyjechałam do Wageningen Agricultural University w ramach programu Socrates-Erasmus. Podczas kilkumiesięcznego stypendium w Holandii otrzymałam niezłą szkołę życia i biologii molekularnej, z doświadczeń tego czasu czerpię do dziś. Moja fascynacja biochemią skonkretyzowała się wówczas wokół inżynierii genetycznej. Miałam wtedy także okazję poznać pracę laboratoriów badawczych w dużych koncernach biotechnologicznych takich jak Unilever.

Nie byłabym sobą, gdybym na uczelni zajmowała się tylko nauką. Jeszcze przed wyjazdem udało mi się spotkać kilku fascynatów, z którymi przez trzy lata prowadziłam Studenckie Koło Biotechnologów „Ferment”. Poza regularnymi spotkaniami współtworzyliśmy m.in. stoisko naszego Wydziału na corocznych Targach Edukacyjnych. Moja działalność studencka nabrała ogólnopolskiego rozmachu na piątym roku, kiedy zostałam prezesem Akademickiego Stowarzyszenia Studentów Biotechnologii i organizowałam Forum Młodych przy Kongresie Biotechnologii, odbywającym się w Łodzi w czerwcu 2003 roku.

Pod koniec studiów miałam szczęście spotkać największego jak dotychczas nauczyciela – panią prof. dr hab. Marię Koziołkiewicz. To za jej sprawą dalsza krystalizacja moich zainteresowań przebiegła w kierunku biochemii kwasów nukleinowych i otrzymałam szansę ich pogłębienia w jej macierzystym instytucie – Zakładzie Chemii Bioorganicznej w Centrum Badań Molekularnych i Makromolekularnych PAN. Tutaj zrealizowałam mój projekt dyplomowy i do dziś pracuję jako asystentka i doktorantka pani prof. dr hab. Barbary Nawrot. Studia magisterskie ukończyłam z oceną celującą, otrzymując wyróżnienie w konkursie na najlepszego absolwenta Politechniki Łódzkiej w roku 2003.

W Zakładzie Chemii Bioorganicznej zetknęłam się z wyjątkowym zespołem specjalistów, który łączy chemików i fizyków z grupą biologów. Takie interdyscyplinarne laboratorium, stworzone i prowadzone twardą ręką przez profesora Wojciecha Steca daje możliwość rozwijania badań fizykochemicznych jednocześnie z określeniem właściwości biologicznych otrzymywanych cząsteczek. Dla mnie bardzo cenne jest zdobywanie wszechstronnej wiedzy, nie tylko zgodnej z kierunkiem wykształcenia, ale także z dziedzin pokrewnych – chemii i biofizyki, bez znajomości których nie możliwe jest projektowanie skutecznych leków. Zespół pani profesor Nawrot zajmuje się od kilku lat zastosowaniem katalitycznych kwasów nukleinowych (rybozymów, deoksyrybozymów oraz siRNA) do kontroli ekspresji białka BACE1, znamiennego w patogenezie choroby Alzheimera. Zgodnie z hipotezą kaskady amyloidowej, BACE1 pełni funkcję beta-sekretazy, biorącej udział w proteolizie toksycznego beta-amyloidu z białka prekursorowego APP i jest uznanym celem terapeutycznym.

Mój projekt badawczy realizowany w ramach pracy dyplomowej („Konstrukcja i zastosowanie plazmidów kodujących krótkie, interferujące RNA skierowane na mRNA białka BACE”) obejmował konstrukcję 2 plazmidów pPUR-tRNA-shRNA kodujących wstawki shRNA oraz określenie ich aktywności w komórkach HEK293 metodą RT-PCR. Po zakończeniu studiów magisterskich kontynuowałam ten nurt badań konstruując kolejne 2 plazmidy, skierowane na sekwencje w obrębie odcinków homologicznych w ludzkim i mysim mRNA białka BACE1 oraz określiłam ich aktywność w zarówno ludzkich (HEK293) jak i mysich (NEURO2A) liniach komórkowych. Ze względu na mniejszy od spodziewanego poziom wywołanego efektu wyciszenia ekspresji genu docelowego moje zainteresowania zostały skierowane na chemicznie syntetyzowane siRNA. Jednocześnie duży koszt i czasochłonność badań obejmujących izolację RNA i reakcje RT-PCR skłoniły mnie do opracowania wygodnych układów modelowych z użyciem białek fluorescencyjnych: kontrolnego RFP oraz docelowego GFP a następnie fuzyjnego BACE-GFP, skracających czas potrzebny do określania aktywności otrzymywanych konstruktów.

Korzystając z pierwszego z opracowanych modeli określiłam wpływ modyfikacji chemicznych w obrębie zasad azotowych (2-tiourydyny, s2U; dihydrourydyny, D; pseudourydyny, ?) na aktywność biologiczną i trwałość termodynamiczną siRNA, skierowanych na mRNA białka GFP. Wykazałam istnienie możliwości manipulacji aktywnością siRNA poprzez wywoływanie „asymetrycznej” trwałości końców dupleksu. Zabiegi mające na celu poprawienie aktywności, specyficzności i trwałości siRNA, a co za tym idzie, prowadzące do zmniejszania koniecznych dawek, są pożądanym kierunkiem badań z powodu ciągle istotnych ograniczeń we wprowadzaniu technik opartych na RNAi do terapii. Stosując drugi z opracowanych modelowych układów doświadczalnych wyjaśniłam przyczyny niskiej aktywności wcześniej skonstruowanych plazmidów pPUR-tRNA-shRNA. Porównałam ją z działaniem komercyjnie dostępnego wektora pSilencer oraz chemicznym siRNA o zgodnych sekwencjach. Ponadto wykonałam badanie aktywności szeregu chemicznych siRNA skierowanych na mRNA białka BACE i wyselekcjonowałam sekwencję aktywniejszą niż publikowane w literaturze (ponad 95 % wyciszenia w stężeniu 100 pM).

W najbliższym czasie mam zamiar zbadać cząsteczki siRNA modyfikowane w kierunku poprawy ich odporności na działanie egzonukleaz oraz dupleksy połączone z grupami ułatwiającymi transport przez błony komórkowe. Ostatnim etapem mojej pracy będzie próba wyciszenia ekspresji białka BACE1 w komórkach SH-SY5Y za pomocą plazmidu pSilencer-shRNA i chemicznej cząsteczki siRNA (oraz ewentualnie jej modyfikowanego odpowiednika) skierowanych na wyselekcjonowaną, wspomnianą wyżej, aktywną sekwencję.

Moja historia jest już dość długa, ale mój portret byłby niekompletny bez jeszcze jednego szczegółu. Kiedyś mój dobry kolega powiedział „Ty, ze swoim szczęściem powinnaś śledzić, gdzie są przewidywane miejsca opadu meteorytów!”… dlaczego? Całe dzieciństwo przetrwałam bez urazów poważniejszych niż kolana zdarte na tydzień przed pierwszą komunią. Jednak zaległości z dziedziny ortopedii nadrobiłam z nawiązką od pierwszej klasy liceum, kiedy niespodziewane spotkanie z polonezem uziemiło mnie na 6 tygodni w gipsie od pasa w górę. Jestem też jednym przypadkiem na tysiące rowerzystów w Holandii, który został potrącony przez samochód, co poskutkowało całym stypendium spędzonym o dwóch kulach. Najtrudniejszą dotąd próbę rozwijania skrzydeł na nowo przeszłam w czasie ostatniego roku studiów, tuż przed rozpoczęciem pracy w laboratorium, gdy musiałam zmierzyć się z przerażającą diagnozą „guz kąta mostowo-móżdżkowego”. Od dnia operacji każdy dzień witam nowym radosnym zadziwieniem, że został mi dany i staram się go wykorzystać tak, by nie przegapić ani jednej jego chwili. Od tego czasu wszelkie wyróżnienia, które mnie spotykają, mają dla mnie ogromne znaczenie, daleko wykraczające poza satysfakcję naukową. W ostatnich miesiącach przekonuję się natomiast, że prawdziwą równowagę i radość można odnaleźć tylko przy boku drugiej osoby. Jestem ogromnie wdzięczna mojemu chłopakowi za cierpliwość, z jaką znosi „uroki” mieszkania z naukowcem i nie mogę się wprost doczekać, kiedy zrealizują się nasze wspólne podróżnicze i wysokogórskie marzenia.